Za przeproszeniem, czemu taki burdel mamy w tym kraju, że lek pierwszego rzutu u pacjenta leczonego z założeniem radykalności, chorego na jeden z trzech najczęstszych nowotworów u obu płci, jest na import docelowy? Czy w następnej kolejności będziemy na docelowy sprowadzać doksorubicynę? Cisplatynę? Fu? Wtf się pytam? Wybaczcie słownictwo.