W chwilach kryzysów wszelakich kompulsywne kupuję literaturę. I czytam poezję. Wiem, obecnie powinnam raczej skupić się na nabywaniu złota, dolarów i euro oraz przytulnego schronu gdzieś w Ameryce Południowej, ale jakoś nie przemawia do mnie wizja przetrwania za wszelką cenę, kwestia subiektywnej oceny stosunku jakości do ilości;) I tak sobie czytając, przypomniały mi się dwa utwory, ze szkoły jeszcze znane. Czesław Miłosz „Campo di...