Będąc starą ( ekhm, doświadczoną:)) lekarką przyszedł był do mnie pacyjent. Wdzięczny i czołem pokłony , czapkę miętosząc ( przenośnia), gdyż po miesiącach kolędowania po prEwatnych gabinetach owegoż, odkryłam byłam, wespół -zespół z kolegami ekektrofizjologami i radologami- chorobę. Nieuleczalną. Nie zagrażająca życiu, niezacznie tylko inwalidyzującą. Trochę dramat jednak, bo pacyjent ....po górach i lesie chodzić lubi, 20km dziennie...